wtorek, 15 września 2020

O dzieciach, które nie mogą się uśmiechać

O dzieciach, które nie mogą się uśmiechać 


Kulisy Związku Mieszanego (polsko‐bengalski mix)


Seria Czwarta ‐ Część 3



W tej serii znajdziesz:

3. O dzieciach, które nie mogą się uśmiechać. 
4. Dlaczego tak bardzo skrzywdziłaś swoje dzieci nadając im tak dziwaczne imiona?
5. Jak jedna noc w Dhace kosztowała mnie miliony?!

Dziewczynka w Fioletowej Chuście



Podczas mojej ostatniej wizyty w Bangladeszu przydarzyła mi się taka historia. Niby banalna, nic nie znacząca, ale jednak taka, która zapada na długo w pamięci i ma się nieodpartą potrzebę opowiedzenia jej światu. Myślę, że w niej można odnaleźć nawet jakieś przesłanie jeśli tego tylko zechcesz.

Jeden z kolejnych dni w tym kraju niewyróżniający się czymś szczególnym i specyficznym. Pojechaliśmy na zakupy, gdyż trwały dalsze niezliczone przygotowania do wesela mojego bratanka. Ostatecznie było tak, że jeździliśmy i chodziliśmy po tych sklepach, to wszyscy byli już mocno zmęczeni i ja z siostrą męża oraz dziećmi zostałam w zaparkowanym aucie, gdzieś tam blisko jakiegoś centrum handlowego, a reszta ferajny poszła na dalsze zakupy. Siedzieliśmy sobie w tym samochodzie czekając, aż nasza delegacja zakończy zakupowy szał. Tymczasem im się najwidoczniej nie bardzo spieszyło. Co robi człowiek w takim momencie  siedząc w aucie i czekając na innych? Tak, oczywiście coś tam zje, wypije, pogada, a później gapi się przez szybę na widoki za oknem. Tak dokładnie było.  To ja gapię się za tą szybę, ale w sumie za bardzo nie ma na co, że w sensie przez ile czasu można spoglądać na to samo. Stragan z jedzeniem, gościu zajmujący się zawodowo czyszczeniem butów i tłumy przewijających się ludzi, którzy głośno ze sobą dyskutują. Do tego ten hałas  klaksonów i pisk opon wszędzie dookoła, plus hałas dochodzący od sklepikarzy i przechodniów. 

W tym całym zamieszaniu jednak moją nieodpartą uwagę przyciągnęła pewna dziewczynka w fioletowej chuście, którą miała zarzuconą zgrabnie na głowie, czasem jej spadała, więc ją poprawiała  lub innym razem sama ściągała i się nią bawiła.  Jak łatwo się domyślić ta dziewczynka pochodziła z biednej rodziny czy też tzn. slumsów, można było to z łatwością stwierdzić po tym, że żebrała na tej ulicy w tym samym miejscu, które było moim polem obserwacji. Odkąd ją zobaczyłam to mój wzrok mimo woli wędrował za nią i właśnie w ten sposób byłam świadkiem historii, jakiej szczerze mówiąc nie chciałabym być.  W jej wzroku i spojrzeniu było coś takiego magnetycznego, co mnie przyciągało. Dziewczynka wykonywała swoje zadania prosząc ludzi o pieniądze i niektórzy ją zbywali, inni sypnęli jakimś tam groszem w postaci taki (bengalska waluta) albo też zafundowali jej coś do jedzenia. Za każdym razem kiedy dziewczynka coś dostała cieszyłam się razem z nią, a kiedy nie smuciłam. Wiem może i głupie, ale dokładnie tak było. Jeśli to było coś do jedzenia to od razu zjadała to na miejscu. Były to głównie jakieś słodycze i jej roześmiane oczy z roześmianą buzią podczas jedzenia były miłym widokiem. Pomyślałam wtedy tylko jedno, wszystkie te wywody  podróżników i innych ludzi z świata europejskiego jakie to jest straszne dawać żebrzącym dzieciom słodycze nie mają żadnego znaczenia i odzwierciedlenia w rzeczywistości.  Może i straszne, ale kto zabroni dziecku być dzieckiem?

Okazało się, że dziewczynka ma swoją przyjaciółkę, nieco STARSZĄ  na oko od niej, która tak jak ona zbiera pieniądze i fanty tylko w innej okolicy, regionie gdzieś po drugiej stronie i od czasu do czasu przybiegała podzielić się dobrymi wieściami z dziewczyną w fioletowej chuście. Taka historia to pewnie nic nadzwyczajnego i niesamowitego jak na Bangladesz, ale bycie świadkiem tego wszystkiego i obserwowanie  jak one to robią oraz jak ten świat wygląda od środka chociaż przez chwilę,  to zupełnie coś innego. W pewnym momencie dziewczyna w fiolecie wysypała pieniądze na chodnik  i zaczęła je  liczyć. Ważną informacją może być też ta, że tuż obok za rogiem,  jakby filarem jacyś dorośli już żebrzący też zbierali swoje fanty, pieniądze i je liczyli z tego co można było zauważyć wyglądało, tak  jakby mieli naprawdę udany dzień i dużo super  łupów. A tam ciut dalej od tego filaru spał kolejny żebrzący tym razem dorosły facet, którego dostrzegłam nieco później. Tak to wszystko się działo i trwało, takie wtedy miałam widoki za szyby wygodnego auta. Jednak to nie koniec tej historii o nie! Wydarzyło się coś jeszcze, co mnie wstrząsnęło. 


O dzieciach, które nie mogą się uśmiechać 


Mianowicie to był już bardzo późny wieczór, nie wiem dokładnie, która godzina, ale na pewno było mega późno, ponieważ panowała już powoli ciemność i sytuację oświetlały mi światła z tych ulicznych straganów z jedzeniem. Starsza przyjaciółka "mojej" dziewczynki ponownie zawitała ją odwiedzić tym razem wydawało się, że chyba na dłużej niż dwie minutki i tak też było.  Dziewczyny rozmawiały ze sobą, śmiały się i goniły.  Można powiedzieć, że teraz obserwowałam swego rodzaju najzwyczajniejszą w świecie zabawę dwójki dzieci. Nie miało żadnego znaczenia to z jakiej rodziny, domu, okolicy pochodzą i jak wygląda ich życiowa sytuacja, ponieważ to po prostu były dzieci, więc jak na dzieci i swój wiek przystało,
zachowywały się tak jak wszystkie inne dzieci. Było fajnie tak na nie patrzeć w końcu roześmiane, szczęśliwe, rozbawione i bawiące się. W takich momentach człowiek zdaje sobie ponownie sprawę z tego, że szczęście faktycznie odnaleźć możemy w tych najmniejszych drobnostkach. To by była w sumie, choć też smutna i wzruszająca, jednak w pewnym sensie przepiękna historia z życia wzięta. Niestety życie jest bardziej brutalne, a raczej nie życie tylko inni ludzie  niż by człowiek mógł przypuszczać. 

Nagle znikąd pojawiła się pewna wściekła kobieta, również żebraczka, chociaż według mnie po tym co odwaliła nawet na to miano nie zasługuje. Kobieta ta zaczęła się wydzierać na tą wyższą, starszą dziewczynkę jednocześnie mocno ją popychając i oczywiście wrzeszczała w swoim ojczystym języku bengalskim, ale nie trzeba być alfą lub omegą, by domyślić się z kontekstu i zrozumieć, że definitywnie nie spodobała jej się ta swawolna zabawa uradowanych 
dziewczynek. Ludzie wokół, a tych przecież było pełno, próbowali jej przemówić do rozumu i mówili  coś w stylu;

 Auntie/ciociu przestań, ale to robiło na tej kobiecie takie wrażenie, że żadne i ona dalej swoje.

 I wrzeszczy:

Jak się śmiesz uśmiechać?! Co Ty wyrabiasz? Psujesz nam wizerunek! My tu zarabiamy kasę, a nie się bawimy, masz płakać, a nie się śmiać, bo inaczej nic nie zarobisz itd.

Kobieta tak krzyczy na Bogu ducha winną dziewczynę dalej ją popychając, aż w końcu pcha ją tak mocno, że dziewczyna upada na twardy chodnik z wielkim hukiem i to tuż obok naszego auta. Dziewczynka wstaje i wpada w niepohamowany już płacz.  Tym razem już większość ludzi dookoła krzyczy, żeby aunty,  czyli ciocia zostawiła dziewczynkę i się uspokoiła, 
 o co jej chodzi, wręcz rozdzielają  ją od niej. Jednak ta nieobliczalna kobieta walczy nawet z nimi i się wyrywa. Ostatecznie na chwilę się uspokaja, ale zaraz wraca do płaczącej dziewczyny już powstałej z tego upadku, by dalej na nią krzyczeć. Dziewczynka nie może powstrzymać łez i płaczu coś mówi, chyba się tłumaczy.  W sumie nie wiem czy to jej matka, czy ciotka, czy jakaś inna krewna prawdziwa, czy też przyszywana, ale to w sumie bez znaczenia w tej historii. Kobieta nagle obraca się  w stronę mojej szyby, patrzy na mnie z dzikością i furią oczach wrzeszcząc coś w stylu - no i na co się gapisz do cholery! Spuszczam więc wzrok, bo już sama nie wiem co myśleć i robić.  Po raz pierwszy znajduję się w takiej sytuacji. 

Dziewczynka w fioletowej chuście nadal tam jest również zaskoczona i przerażona całym obrotem sprawy tylko obserwuje sytuacje stojąc osłupiała. Wstrętna kobieta,  szefowa gangu można by powiedzieć w końcu uspokaja się i opuszcza to miejsce, wraz z uwaga, zapłakaną dziewczynką, która też powoli się uspokaja i we dwie odchodzą gdzieś tam gdzie poniesie je los, no bo przecież po tej akcji nie mogłyby w tym miejscu już nic ugrać. Ku mojemu zdziwieniu dziewczynka w fioletowej chuście zostaje tutaj kręcąc się jeszcze trochę chyba jest nie z tego "gangu", chociaż już sama nie jestem pewna. Następnie i ona gdzieś znika mi z pola widzenia. Później wraca już ta część mojej zakupowej ekipy i wracamy do domu. Być może widzieć to było mi przeznaczone, ponieważ moja rodzina wróciła jakoś krótko po tych opisanych wyżej wydarzeniach. 

A co ja zrobiłam? Zachowałam się jak prawdziwa bohaterka, normalnie wiecie jakie to cudownie moralne i empatycznie była ze mnie taka polska Dr. QUEEN. Nie zrobiłam totalnie nic, tylko siedziałam oniemiała jak ten słup soli w aucie gapiąc się na to wszystko z niedowierzaniem. I chociaż dziewczynka, która przyciągała moją uwagę jak magnes była ta młodsza w fiolecie,  to jednak poczułam się bardzo źle i żal zrobiło mi się tej starszej w ten sposób potraktowanej.  Czy mogłam coś zrobić? Pewnie niewiele, a jeśli nawet to co by to dało tzn. to zupełnie inne życie i kraj. Wydaję mi się, że wtrącenia się w tą sytuację i tak by niczego nie zmieniło ani nie wniosło w życie tych ludzi. A lokalni obywatele zrobili już to co w ich mocy, by załagodzić sytuację. Jak pomyślę sobie że ta szalona, furiatka zabiera wszystkie wypracowane przez dziewczyny pieniądze i resztę rzeczy, jak i je dalej w ten sposób traktuje to niedobrze mi się robi na samą myśl oraz chcę mi się płakać. 

I tak oto niewinną dziecięcą zabawę, ta kobieta zamieniła się w niewyobrażalnych rozmiarów dramat. Śmiech i radość, w łzy i ból, a najgorsze jest to, że odebrano tym dzieciom prawo do bycia po prostu dziećmi i bycia szczęśliwym, pomimo wszystkiego tego co przeszły lub przeżywają.  Nie mają prawa do śmiechu, radości i zabawy, ponieważ jakaś kobieta tak za nie zadecydowała. Ile jest takich kobiet czy też mężczyzn decydujących o życiu innych, a ile takich dziewczynek i chłopców?  

Ja pomyślałam sobie, że każdy jest mądry jak dana sytuacja jego nie dotyczy i nie bierze w niej bezpośredniego udziału. Ilu ludzi stałoby albo siedziało jak kołki w takiej lub podobnej sytuacji, zamiast wykonywania jakiś bohaterskich czynów, które nieraz nam się wmawia, ilu by dało coś słodkiego kiedy podeszłoby do niego takiego dziecko, bo akurat to miało się pod ręką, krzycząc później jak to strasznie dawać słodkie biednym dzieciom? I przede wszystkim jacy powinniśmy być szczęśliwi, że nie jesteśmy tymi dziećmi, które nie mogą się uśmiechać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tutaj zostaw swoja opinie: